poniedziałek, 15 września 2014

Chłopi kijem żony przy miłości łupią

Ostatnio próbowaliśmy podglądać parę małżeńską w akcji, ale z marnym skutkiem.Jak wyglądało takie zwykłe, conocne pożycie możemy się nadal tylko domyślać. Tropem niech będzie to, że tzw. pozycja misjonarska jest od całych wieków najpopularniejsza w europejskim kręgu kulturowym, poza tym najczęściej wspomina się o niej w zeznaniach świadków w sprawach o cudzołóstwo. A chyba nie należy sądzić, że w warunkach domowych jakie opisywałem ostatno łatwiej było o jakieś inne wyczyny. Niejakie potwierdzenie dla oczywistości i popularności pozycji misjonarskiej daje Wacław Potocki w swej fraszce, parodii formy epitafium, pod tytułem “Cudzołożnikowi” (http://polona.pl/item/11721950/73/):

Tu leży Cudzołożnik, wszetecznik, zuchwalec,
Sromocił cudze, czas by w swoje łoże zalec,
Czas by ścierw rozbujany za palone żądze,
Wystudzić, czas affectów założyć wrzeciądze,
Nie miałeś sobie grzechu plugawego za nic,
Nie znałeś bydlęcego apetytu granic,
Lecz w tym ci jednak krzywdę czynią u pogrzebu,
Jeśli cię obrócili oczyma ku niebu,
W ziemięś patrzył, gdyś grzeszył, teraz kiedy zgniłem,
Nie słuszna w niebo patrzyć, ziemię tłoczyć tyłem

Może warto tu dodać, że propozycja aby cudzołożnika grzebać twarzą do ziemi ma, jak mi się wydaje, pewne ukryte znaczenie. Ukaranych śmiercią przestępców grzebano wszak w różnych nietypowych pozycjach, nie raz właśnie na brzuchu, co miało być kolejnym pohańbieniem skazańca, oprócz tego, że było też zabiegiem magicznym: zapobiegało powrotowi takiego truposza do świata żywych jako wampir czy upiór. Nie zawsze jednak skutecznym, czasem trzeba było zastosować dodatkowe środki: „Trafiło się Anno 1674, że człowiek ieden umarł w Trzeszawey, który z krewnych swoich osobom wielkie czynił złości onych dusząc, biiąc y krew z nich wysysaiąc; mówią, że to strzyga: ktorego doł otworzywszy naleźli go iako wor świeżusienkiey krwie pełnego, kazałem go (mówi X Pleban) wdole na gębę położyć, ale teyże nocy przyszedł do swego syna, którego srodze zbił y wczora powiadano, że umarł. Panowie parochiani instant bardzo, żeby mu szyię uciąć rydlem, dubitant an sin receptum ab Ecclesia tak postępować crudeliter” (cytat za: http://tinyurl.com/ldtwxah).

Nie jest to co prawda strzyga, tylko diabeł, ale też spoko. Rycina z dzieła Ulricha Molitora De Lamiis et Pythonicis Mulieribus (źródło: http://brbl-dl.library.yale.edu/vufind/Record/3764733).

Choć to wątek bardzo interesujący, to wróćmy jednak do seksualności naszych przodków. Można chyba przyjąć, że Polacy kochali się w tamtych czasach przede wszystkim w pozycji klasycznej, misjonarskiej. Oczywiście nie odbierajmy im całkowicie fantazji w tej materii, choćby tylko podglądając domowe zwierzątka mogli się nauczyć różnych innych ciekawych rozwiązań, nie mniej przynajmniej w wyobrażeniach na temat typowego aktu seksualnego człowieka występowały one rzadziej.

Stosunki te nie były chyba specjalnie subtelne, oględnie mówiąc. Wracając do Wacława Potockiego i jego fraszek, podał on jako coś oczywistego i powszechnie wiadomego, że “chłopi kijem żony przy miłości łupią”. Może to i przesada, jeśli jednak tylko przypomnimy sobie, że w czasach o których tu piszę ludzie generalnie długo się nie zastanawiali, czy komuś przyłożyć, czy nie, to sytuacja staje się co najmniej prawdopodobna. Przytoczę tu kilka historii umieszczonych w swoim czasie na Panoptikum, które rzucają pewne światło na podejście do stosowania przemocy w interesującym nas tu okresie. W 1758 roku niejaki Mojsiej, chłop „bez żadnej racji kijem, czyli buławą tyrańską, zbił ranę w głowę z lewej strony pod uchem, zaś z tejże lewej strony raz siny krwią zaciekły crudelissime pozadawał, od którego tyrańskiego zbicia i zranienia przyrzeczony Diemian Adamowicz graviter decumbendo brevi tempore idque [czyli po krótkiej chorobie] na dniu trzydziestym oktobra z tym się pożegnał światem.” (http://oto-panoptikum.blogspot.com/2013/11/o-tyranskiej-buawie.html). Zaś wspomniany kilka razy na Panoptikum Andrzej Snopski, ten od psów, przyznał się: “robiąc rzemiesło krawieckie w Poznaniu czeladnikiem będąc, powadziwszy się z Introligatorem przy kartach o pieniądze dałem mu talerzem za ucho tak, żem go zabił”. Kłótnia przy kartach, czy zgoła nawet brak jakiejkolwiek przyczyny i człowiek musiał się pożegnać ze światem. A nie mówimy tu przecież o jakichś zbójach chowających się po górach, tylko o zwyczajnym chłopku i o czeladniku krawieckim! 

Mało kto też widział problem w uderzeniu kobiety. Pod koniec XVII wieku w podwarszawskiej Pradze pan Głowacki, szlachcic “mieszczaninowi naszemu niejakiemu Jakubowi Toporskiemu konia z gołej roli zabrał, którego przez kilka dni trzymał, gdy zaś zaraz na polu małżonka pomienionego Toporskiego przyszła do pana Głowackiego prosząc go o konia, aby onej go oddał obiecując oborne, które wziął i robociznę od tego konia. Tam pan Głowacki porwawszy kija onę potłukł jako mu się podobało, aż ją odjęto.” (http://oto-panoptikum.blogspot.com/2013/04/pitaval-praski-czyli-mrozace-krew-w.html). 

Najokrutniejszy był chyba jednak pan Mikucki, który bez większej racji zawziął się na “browarnika, na imię Michaiła, rodowitego Moskala”. Rzecz miała miejsce w 1772 roku, owy Mikucki uznał się za okradzionego przez Michaiła, złapał go więc i postanowił wymierzyć karę: “Bicie było tyrańskie, nie zwyczajne, bo gdy go prowadził związanego przy koniu musiał [ten browarnik] razem z koniem biec, raz po koniu nahajem, a dwa, trzy człowieka [uderzał], aby równo z koniem biegł. [...] niemiłosiernie w browarze uwiązawszy ćwiczył i wódką polewał, a polawszy palił wódkę na żywym człowieku [...]” (http://oto-panoptikum.blogspot.com/2014/03/tak-dugiej-przerwy-w-krotkich-dziejach.html).

Pieter Bruegel Młodszy, Taniec weselny (1607 r.)

Jak widać, nawet w opinii ówczesnych była to już pewna przesada. Jednakże “zwyczajne” bicie było przecież dopuszczalne. Ojciec rodziny bił żonę, bił dzieci, bił parobków, bo po prostu to był środek kontroli nad nimi, co należało do jego podstawowych i powszechnie uznanych zadań. Pamiętajmy, że mówimy tu o ludziach, którzy nie nawykli do wielkich dysput, tylko do roboty, działania. Łatwiej im było tłumaczyć coś “ręcznie”, niż za pomocą słów. Mąż mógł więc całkowicie legalnie bić swoją żonę, nikogo to nie dziwiło, ważne było tylko, żeby te bicie nie przekraczało pewnych granic. Istniały na przykład prawa mówiące, jakiej maksymalnie grubości może być kij, którym można bić żonę. Niezależnie czy z narzędziem, czy bez, nie mogło to też być bicie “tyrańskie”, prowadzące do poważnych obrażeń albo śmierci. 

Jak to mogło wyglądać w praktyce? W 1657 roku młynarz ze wsi pod Nowym Sączem odpowiadał przed sądem za zabicie własnej żony. Tak się tłumaczył: “leżąc ze mną na łóżku nie chciała mi być powolną do małżeńskiej powinności. Ja się rozgniewał, uderzyłem ją w piersi pięścią i zaraz zemdlała; ja tego nie postrzegł, zarazem się układł, dawszy zamysłowi pokój, usnąłem po tym”. No i jak tu mieć do niego pretensje? Normalnie uderzył, wychowawczo, choć fakt, w złości. A zauważmy, że to nie byli ludzie z marginesu społecznego po których można by się spodziewać takich zachowań, tylko młynarz i młynarzowa, ścisła elita w każdej wsi.

Mimo wszystko źródła wspominają także i o pewnych oznakach czułości: pocałunkach, pieszczotach czy na przykład głaskaniu. Do seksu dążono też nie tylko z powodu “małżeńskiej powinności”, była to dla ówczesnych przyjemność tak jak i dla nas (choć nie można chyba zaryzykować stwierdzenia, że “tak samo”, o czym jednak będę pisał kiedy indziej). Owszem, ludzie okresu nowożytnego byli generalnie bardziej porywczy, niż my jesteśmy teraz, a używanie przemocy było takim samym środkiem komunikacji jak każdy inny, nie mniej nie mówimy tu o Marsjanach, tylko naszych własnych pradziadach i prababkach. Dostrzegając wszystkie różnice i czas, który nas od nich oddziela, nie zapominajmy o tym.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz