wtorek, 20 października 2015

Sztuka pierdzenia, czyli o dobrym zachowaniu

Co najmniej od czasu wydania "Przemian obyczajowych w kulturze zachodu" wiadomo, że z tymi zasadami dobrego wychowania, to różnie bywało. Jakieś odpryski i okruchy ustaleń historyków i badaczy kultury dotarły już pod strzechy, i nawet najprostszy handlarz używanymi autami wie, że za Ludwika Fafnastego defekowano i oddawano mocz po kątach Luwru, że król August jeden z drugim (a właściwie drugi z trzecim) tłukli pchły złotymi młoteczkami i tak dalej. Dzięki temu możemy po raz kolejny stwierdzić, jacy jesteśmy teraz mądrzy i kulturalni (WSZYSCY), a jacy ci ludzie w tych dawnych czasach byli głupi.

Fakt faktem pozostaje, że standardy się zmieniały i do obecnego poziomu higienicznej bigoterii i strachu przed własną cielesnością dochodziliśmy długą i krętą drogą. Wielki pan i jego goście na uczcie z okresu pełnego średniowiecza nie widzieli nic niestosownego w fakcie korzystania z jednego talerza przez kilku stołowników, sięgania po mięcho ręką, a picia jednym dzielonym przez kilka osób czerpakiem. W XIII wieku zaczynają się pojawiać pierwsze świeckie poradniki dobrego zachowania się przy stole. Tannhäuser, żyjący w tym czasie niemiecki minnesinger (który zdobył największą popularność pięćset lat po śmierci dzięki Wagnerowi) pouczał w swoim dziele Dworność:

Świętą jest prawdą, iż tych dwoje
nigdy nikomu nie przystoi:
kiedy się je odchrząkiwanie
i w obrus nosa wysmarkanie

(...)

Kto smarka nos, siedząc za stołem,
lub dłonią wytrzeć się nie wzbrania,
ten ani chybi jest matołem,
co nie ma za grosz wychowania.

Niby oczywiste, tyle że warto pamiętać, iż te pouczenia nie były skierowane do dzieci niepiśmiennych chłopów, tylko do elit dworskich. Już sama ich dosadność wydaje nam się dzisiaj nieco szokująca, a co dopiero fakt, że ktoś mógł tak się przy jedzeniu zachowywać. Jak widać w XIII wieku możni panowie niemieccy dopiero uczyli się tego, co wie przeciętny współczesny sześciolatek. A nie należeli oni do najmniej obytych w ówczesnej Europie, wręcz przeciwnie.

Stosunkowo mała zastawa stołu jak na królewską ucztę, prawda? Nie jest to jednak fantazja artysty, biblijną scenę przedstawił zgodnie z realiami epoki, w której sam żył. Nieprzypadkowo też nie widać tu żadnego widelca - na dobre zagościły one na zachodnioeuropejskich stołach w XVI wieku (Uczta Baltazara, ok. 1400 - 1410, The J. Paul Getty Museum, Ms. 33, fol. 214v.).
The J. Paul Getty Museum, Ms. 33, fol. 214v
The J. Paul Getty Museum, Ms. 33, fol. 214v
The J. Paul Getty Museum, Ms. 33, fol. 214v

Standardy się zmieniały, i już w XVI wieku czulibyśmy się nieco lepiej przy wspólnym posiłku w jakimś dystyngowanym towarzystwie. O ile oczywiście oczy nie wyszły by nam z orbit po ujrzeniu, jak nasz towarzysz przy stole niedojedzonym przez siebie kurzym udkiem w dobroci serca częstuje swojego sługę. Co prawda nam by tego nigdy nie zaproponował, bo to by zostało uznane za niegrzeczne, ale słudze? Jak najbardziej. Następny kęs dostałby pies leżący pod stołem.

Strona tytułowa pierwszego wydania Sztuki pierdzenia, Bibliothèque nationale de France, département Littérature et art, Y2-12412

Zacząłem od reguł panujących przy jedzeniu, bo to pierwsze co przychodzi nam do głowy, gdy pojawia się hasło savoir vivre. W tytule tego wpisu mowa jest jednak o czynności, która dziś nie przystoi ani przy stole, ani właściwie w żadnej innej sytuacji. Sztuka pierdzenia to tytuł wydanego w 1751 r. we Francji humorystycznego dziełka, bardzo popularnego w swoim czasie. Mamy tu do czynienia z literaturą innego gatunku, niż poradniki dobrego zachowania wspomniane wyżej. To parodia poważnych rozpraw naukowych, które w wielkiej liczbie były pisane i wydawane w epoce oświecenia. Aby przybliżyć poetykę Sztuki pierdzenia, wystarczy przytoczyć definicję, jaką podaje autor w pierwszym rozdziale tego wiekopomnego dzieła:

"Pierdnięcie, zwane przez Greków πoρδη, przez Rzymian crepitus ventris, przez dawnych Saksończyków purten lub furten, przez Niemców Fartzen i przez Anglików fart, tworzą wiatry dobywające się raz dźwięcznie, innym razem bezdźwięcznie.".

Dalej następuje polemika z jakimiś wyimaginowanymi "ograniczonymi i nieuważnymi autorami" dotycząca tak ważkiej kwestii, jak natura pierdnięcia (czy określenie te dotyczy tylko dźwięcznego wypuszczenia wiatrów, czy także bezdźwięcznego?), autor podaje też skomplikowaną klasyfikację typów pierdnięć (petarda, dyftong, garncarskie...), metody badania tego zjawiska ("Wepchnijcie - powiada ów chemik - nos do odbytu, przegroda nosowa uformuje  i nozdrza zamieni w narzędzia najczulszego pomiaru"), a wszystko okraszone cytatami z klasycznych greckich filozofów i łacińskich poetów.

De Natura animalium, Cambrai ca. 1270. Douai, Bibliothèque municipale, ms. 711, fol. 8r (via discardingimages.tumblr.com).

Tego typu humor mógł rozbawić stosunkowo nieliczne przecież jednak grono intelektualistów oświeceniowych, znacznie bardziej dostępna i zrozumiała dla szerszych grup odbiorców była bezpretensjonalna uciecha z zagadnienia zawartego w tytule książki. Jest to też humor nieco wulgarny i prowokacyjny, gdyż zarówno autor Sztuki pierdzenia, jak i czytelnicy z jego epoki już dawno wiedzieli, że w towarzystwie gazów się nie puszcza. Ale, rzecz jasna, nie zawsze to było takie oczywiste.

Wydaje się, że do XVI wieku wszelkie wstrzymywanie tej fizjologicznej czynności było uznawane za niezdrowe. Sam Erazm z Rotterdamu radził, aby w towarzystwie "puknięcia" zagłuszać kaszlem, bo "szkodliwszą jest rzeczą wstrzymywać wiatry". Czyli widzimy, że już co prawda puszczanie gazów uznane było za niegrzeczne, ale nie na tyle, by je blokować w swoim organizmie.

W wydanym w 1729 r. w Paryżu poradniku uznano, że powstrzymać się należy za wszelką cenę: "Jest rzeczą bardzo nieobyczajną, jeśli się jest w towarzystwie, puszczać wiatry z ciała, czy to górą, czy dołem, nawet gdyby się miało to czynić bezgłośnie, wstyd zaś przynosi i jest nieprzyzwoitością, gdy się to czyni w taki sposób, że inni mogą usłyszeć". Zmiana podejścia do poglądu na pierdnięcia w porównaniu z epoką renesansu jest wyraźnie widoczna, ale jednak mimo wszystko na początku XVIII wieku uznawano za stosowne pouczać jeszcze czytelnika w tej delikatnej materii.

John Bull, personifikacja Wielkiej Brytanii, znieważa portret premiera Williama Pitta, 1798, rys. Richard Newton, The US Library of Congress, ref http://hdl.loc.gov/loc.pnp/cph.3g08788

Finał postępującej ewolucji podejścia do tej czynności fizjologicznej jest już nam dobrze znany - pierdnięcia zostały skazane na banicję, wiedzą to wszyscy i już od dawna nie ma potrzeby wspominać o tym w podręcznikach dobrego zachowania. W tym wszystkim jedno pozostaje niezmienne: publiczne pierdnięcie zarówno kilkaset lat temu, jak i dzisiaj, jest tyleż żenujące, co zabawne. Pozostaje też jak widać zagadnieniem godnym poważnych rozpraw, o czym niezbicie świadczy niniejszy artykuł!

P.S. Cytaty pochodzą z polskiego tłumaczenia Sztuki pierdzenia wydanej przez słowo/obraz terytoria. Rzecz ładnie wydana, i bardzo tanio można ją kupić, polecam.Cytaty z innych dzieł zaczerpnąłem z Przemian obyczajowych w kulturze zachodu Eliasa.

środa, 14 października 2015

Caryca Katarzyna... Nago! Tylko u nas! Sprawdź koniecznie! [ZDJĘCIA]

Wszelkie karykatury i komiksy odnoszące się do polityki mają to do siebie, że rzadko kiedy bywają naprawdę śmieszne. Jest to stwierdzenie prawdziwe zarówno dla czasów współczesnych, jak i dawniejszych. Ta ilustracja w zasadzie potwierdza tę regułę, choć wizja carycy Katarzyny z obnażonym torsem szykującej się do znokautowania Fryderyka Wilhelma II ma swój urok. Dodatkowo zobaczyć możemy też miniaturowego króla Stasia plączącego się królowi pruskiemu pomiędzy nogami. Jakkolwiek by to brzmiało.

Brytyjska karykatura z 1791 r. Źródło: Biblioteka Kongresu, http://www.loc.gov/item/99404759/

niedziela, 4 października 2015

Zapozwany natychmiast impetu koni zatrzymać nie mógł

Grodzisk Wielkopolski, sąd wójtowski, 1763 r.

"Jadąc z bukoskiego jarmaku wieprza aktora [powoda - przyp. P.] na paszy przy drodze będącego nie tylko jednym, ale i drugim kołem wozowym przejechali, tak dalece, że tenże wieprz na miejscu zaraz zostawszy nogami tylko cokolwiek jeszcze ruszał, którego dobić musieli (...).
Strona zaś zapozwana niewinną się być w tej okoliczności oświadcza, ile nie z umysłu, ale z nieszczęśliwego przypadku tegoż wieprza w impecie idących koni przejechał, który blisko drogi trawę jadł, pies zaś obcy czyli do woza, czyli do wieprza biegł, który to wieprz uchodząc od psa pod wóz nagle wpadł, że zapozwany natychmiast impetu koni zatrzymać nie mógł. Za czym o uwolnienie siebie tak z pretensyi od aktora założonej, jako też i z processu tego upraszał (...). 
Ponieważ pokazało się z inkwizycyi jako zapozwani jadąc z jarmaku wolno jachali, nie impetum blisko tego wieprza będąc, gdzie tam psa żadnego, ani nawet dziecięcia widzieć nie było, za czym za nieostrożność osobliwie Walentego Czaykowskiego, który na ten czas wozem i końmi dyrygował bonifikując szkodę. Aktorowi, żeby złotych polskich dwanaście w tygodniu oddał nakazuje. Zaś Jana Hanusa także zapozwanego, ponieważ ten tylko na wozie siedział i przejachania tegoż wieprza winnym się być nie pokazuje, wolnym czyni". 

Źródło tekstu: Prothocolon proconuslare grodziscensis 1763-1770 (przechowywane w Ossolineum)
Źródło obrazka: https://commons.wikimedia.org/wiki/File:Medieval_pig_slaughter.jpg