poniedziałek, 20 października 2014

Gdzieby chłop z chłopem przeciw przyrodzeniu sprawę miał

Któregoś razu przeglądając fejsbuka trafiłem u znajomego na taką oto mapę Europy:


Uważny obserwator zobaczy, że to zapewne uzupełnienie jakiegoś artykułu na wikipedii, ale ja na nią trafiłem w oderwaniu od niego, i tak ją też będę analizował. W końcu tak właśnie funkcjonuje, jej twórcy powinni się liczyć z tym, że może żyć własnym życiem. Tym bardziej, że sprawia wrażenie kompletnej i wiarygodnej informacji sama w sobie, czyż nie?

W zależności od wyznawanego światopoglądu przedstawiona na niej sytuacja może zmusić nas do zakrzyknięcia "o, zgrozo!", albo pokiwania głową z dumą i satysfakcją. Ale ja nie chcę tu pisać o światopoglądach, tylko o pułapkach, jakie czyhają na każdego, kto spotyka się z jakąś informacją sprawiającą wrażenie godnej wiary, a na temat której nie ma fachowej wiedzy pozwalającej mu ją zweryfikować. 

Na pozór wszystko tu wydaje się proste i jasne: dekryminalizacja stosunków seksualnych par jednopłciowych następowała w różnych krajach w różnych momentach historycznych, ktoś po prostu posprawdzał w encyklopedii gdzie i w którym roku do takiej sytuacji doszło, po czym naniósł to na mapę. Co tu może być nie tak?

Zacznijmy od naszego wyobrażenia na temat dziejów. W kręgu naszej cywilizacji żyjemy w dosyć mocnym przeświadczeniu, że historia to taka prosta jak strzała, dobrze oświetlona i wielopasmowa autostrada. Zmierzamy po niej w przyszłość, zbliżając się do Celu. Celem jest oczywiście powszechny dobrobyt, sprawiedliwość i zwycięstwo Dobra. Co prawda różnimy się nieco co do tego, jak to ma wyglądać w szczegółach - jedni uważają, że cud dokona się w momencie paruzji, inni że gdy własnymi, ludzkimi siłami zbudujemy społeczeństwo doskonałe. Ale to są niuanse, różne wersje tej samej, pięknej bajki. Tymczasem życie to nie bajka, a dzieje to raczej gęsty las, po którym kręcimy się to raz wpadając w bagno, to innym razem przy odrobinie szczęścia trafiamy na oświetloną słońcem polankę.

Janusz Aleksander Sanguszko (1712 - 1775) uznawany był zarówno przez jemu współczesnych, jak i obecnie przez historyków za homoseksualistę.

Załączona przeze mnie mapka trzyma się tej idei dziejowej autostrady, i to jest pierwsza poważna wada. Jej niewyrażonym wprost założeniem jest, że docelowo wszystkie państwa prędzej czy później dokonają dekryminalizacji homoseksualizmu, bo taka jest w wyobrażeniu twórców tej grafiki logika dziejów. A przecież wcale nie musi się tak stać, niezależnie od tego, czy nam się to podoba, czy nie.

Te historiozoficzne rozważania wypadają może nieco banalnie w moim wykonaniu, ale były mi niezbędne, żeby pokazać iż błąd może wystąpić już na poziomie koncepcji i nie musi wynikać z niewiedzy, ale pewnego zakrzywienia perspektywy, którą narzuca nam powszechnie panujący i uznany za oczywisty światopogląd, schemat którym bezwiednie się posługujemy. Teraz przejdźmy do błędów wynikających albo z ignorancji, albo z niezrozumienia pewnych spraw, które moim zdaniem zaszły przy tworzeniu tej mapki.

Nie wiemy, co jej twórca miał na myśli stwierdzając, że Polska OD ZAWSZE miała tolerancyjne wobec homoseksualistów prawo. Wedle mojej nieco powierzchownej wiedzy na ten temat, pierwszy polski kodeks karny w II Rzeczpospolitej z 1932 roku nie uznaje stosunków homoseksualnych jako takich za nielegalne, zaś wcześniej na jej terenie obowiązywały prawa dawnych zaborców różnie się odnoszące do tej kwestii. Tak więc, jeśli uznać, że Polska powstała w 1918 roku, to faktycznie tolerancja prawna panowała tu zawsze. No ale Polska nie powstała przecież w 1918 roku, tylko się wówczas odrodziła, a mapa niesie informację, że prawo było u nas tolerancyjne OD ZAWSZE. Zaś metryki dekryminalizacji homoseksualizmu w innych państwach przedstawionych na niej sięgają nawet XVIII wieku, stąd można by wyciągnąć wniosek, że to OD ZAWSZE naprawdę oznacza OD ZAWSZE. Czyli i za Piasta Kołodzieja, i w dobie staropolskiej. Legenda przy mapce zwraca zresztą uwagę, że Litwa przed rozbiorami Rzeczpospolitej także miała tolerancyjne prawo nie karzące za stosunki homoseksualne.

W pierwszym momencie zapewne każdy zareaguje na to niedowierzaniem. Ale potem przypominają nam się fakty znane z lekcji historii przez niemal każdego Polaka: akt konfederacji warszawskiej ustalający tolerancję religijną, tradycje demokracji szlacheckiej czy też druga na świecie konstytucja. Te pozytywne skojarzenia pozwalają nam pomyśleć, że może ci wąsaci faceci w kontuszach byli naprawdę tacy fajni i po prostu nie interesowali się kwestią seksualności innych ludzi. Pili piwo czy miód, dla zgrywu rąbali się szablami i podkręcali wąsa, żyli i dawali żyć innym. Równi kolesie i tyle!

Tutaj zderzamy się z kilkoma wielkimi problemami. Pierwszy to współczesna szkoła. Otóż historia Polski w świetle podręczników na temat okresu przedrozbiorowego to historia grupy społecznej, która stanowiła pewnie do 10 - 15% ogółu społeczeństwa. Całe dzieje naszego kraju poznajemy patrząc z perspektywy albo poprzez pryzmat szlachty. I nieważne, że czasem jest w tychże podręcznikach mniej lub bardziej mądrze krytykowana, nadal stanowi centrum i główny punkt odniesienia wszystkich innych. Jeśli pojawiają się w podręcznikach mieszczanie czy chłopi, to jako jacyś egzotyczni, niezbyt rozgarnięci przybysze z innej planety, którymi generalnie rzecz biorąc nie ma co się zajmować. Pomijając już dlaczego tak jest i czy można coś z tym zrobić, to powoduje kolejne, z kolei nasze polskie, lokalne, lecz powszechnie zakorzenione skrzywienie obrazu rzeczywistości historycznej. A wystarczy sobie zdać sprawę, że konfederacja warszawska, bez wątpienia świetlisty punkt w naszej historii, dotyczyła praktycznie tylko stanu szlacheckiego, że z perspektywy zwykłego mieszczanina czy chłopa nic ona kompletnie nie wnosiła i nie zmieniała w jego życiu. To było jakieś 80% ówczesnych mieszkańców tego kraju, rzesza ludzi, których perspektywa całkowicie nam umyka.

Strona z niemieckiego rękopisu "Zwierciadła saskiego" z 1300 roku.

Drugi wielki problem, to kwestia porządku prawnego w Rzeczpospolitej, czy w ogóle w świecie nowożytnym. Naprawdę niełatwo nam jest dzisiaj pojąć jak zupełnie inaczej podchodzili do prawa ówcześni ludzie. To sprawa niezwykle skomplikowana i mająca tak wiele aspektów, że nie jestem w stanie nimi wszystkimi się zająć, tym bardziej, że na wszystkich się nie znam. Poprzestańmy na tym, że jeśli chodzi o sprawy karne (bo do takich należy zaliczyć skryminalizowany homoseksualizm), to zaszczepionemu w XIII wieku w Polsce z terenu Niemiec "Zwierciadłu saskiemu" (tak się nazywał ten kodeks prawny) aż do rozbiorów podlegała większość mieszkańców miast i wsi w Rzeczpospolitej, oraz de facto wszyscy, którzy nie mieścili się w sztywnych ramach społeczeństwa stanowego, a więc tzw. ludzie luźni, czyli wędrowni żebracy, złodzieje, prostytutki, zbiegli chłopi, włóczędzy, żołnierze najemni bez zajęcia, zubożali, zdegradowani społecznie szlachcice i Bóg jeden raczy wiedzieć kto jeszcze. Summa summarum stanowiło to towarzystwo pewnie jakieś 3/4 wszystkich mieszkańców Rzeczpospolitej, przy czym jest to szacunek bardzo ostrożny, bo raczej na pewno więcej. 

W efekcie jeśli przyjąć, że twórcy owej mapy rzeczywiście coś wiedzieli o prawach homoseksualistów w Polsce w okresie przedrozbiorowym, to zapewne odnosili się do prawodawstwa dotyczącego szlachty, bo o ile wiem, to nie ma żadnej konstytucji sejmowej ani statutu królewskiego, które by się do tej kwestii odnosiły. Jak już napisałem jednak, większość społeczeństwa podlegała kodeksom prawa miejskiego, a to jest tu bardzo istotne.

Jak to już nie raz na Panoptikum bywało, odwołam się tu do polskiego tłumaczenia "Zwierciadła saskiego" i tzw. karoliny (cesarskiego prawa karnego stosowanego przez polskie sądy miejskie od XVI wieku) dokonanego przez Bartłomieja Groickiego, jednego z czołowych polskich prawników doby renesansu. Znaleźć tam możemy taki passus:

„Gdzieby kto takowy nalezion był, żeby abo z bydlęciem, abo chłop z chłopem przeciw przyrodzeniu sprawę miał, takowi na gardle mają być skarani a według obyczaju ogniem mają być spaleni, bez wszelakiego zmiłowania i łask, ponieważ to haniebny i sromotny grzech jest i ma być srodze karan”.

To prawo obowiązywało formalnie w Polsce od XVI do XVIII wieku i podlegała mu znaczna część społeczeństwa. I choć Janusz Tazbir zdaje się słusznie zauważa, że wyroków skazujących na stos za stosunki homoseksualne w polskich miejskich księgach sądowych generalnie nie ma (co nie znaczy, że nie występują kary łagodniejsze), to fakt pozostaje faktem: przedstawiona mapa wprowadza w błąd, obowiązujące w Polsce w pewnym, i to długim okresie, prawo przewidywało kary za ten czyn.

Ostateczny wniosek nie będzie przesadnie odkrywczy, ale czasem trzeba pewne rzeczy powiedzieć głośno: nie należy ufać wszystkiemu, co się przeczyta. A już na pewno nie w Internecie.

Mimo wszystko polecam swojego bloga!


środa, 15 października 2014

Świat za murem

Osoby, które nie śledzą profilu Panoptikum na facebooku prawdopodobnie przegapiły pewne doniosłe fakty. Otóż zdarzyło mi się napisać kilka tekstów poza tym blogiem. Pomyślałem, że ktoś, kto czyta Panoptikum tylko w wersji bloggerowej też mógłby być nimi zainteresowany, więc zbiorczo umieszczam linki do nich. 

Najpierw przypomnę trzy starsze teksty, które opublikowałem na portalu poświęconym Warszawie - Pańskiej Skórce. Pierwszy dotyczył zabaw tanecznych:

http://www.panskaskorka.com/dawna-warszawa-dawni-warszawiacy/

Kolejny poświęcony był warszawskim elegantom z XIX wieku:

http://www.panskaskorka.com/dawna-warszawa-dawni-warszawiacy2/

Ostatni natomiast jest o tym, co i gdzie kiedyś w stolicy jadano:

http://www.panskaskorka.com/szynki-meliny-i-eleganckie-lokale-gastronomia-w-dawnej-warszawie/

Natomiast najnowszy mój gościnny występ miał miejsce na portalu histmag.org. To dłuższy tekst skupiony wokół kwestii kariery złodziejskiej w okresie staropolskim, łącznie z jej najczęstszym smutnym końcem na szubienicy:

http://histmag.org/Szubienice-kaci-i-wisielcy-czyli-zlodziejski-los-w-dawnej-Polsce-10132

Miłej lektury :)

czwartek, 9 października 2014

Nadal lepsza historia miłosna niż...

Jeśli ktoś tu niecierpliwie zagląda w oczekiwaniu na nowe wpisy, to oczywiście bardzo mi miło. Po drugie serdecznie takie osoby muszę przeprosić, bo rzeczywiście dawno już tu nic umieściłem. Co jednak nie znaczy, że nic nie piszę! A tym bardziej nie przestałem zajmować się historią. Wszystko okaże się w swoim czasie, tymczasem nawiązując do moich ostatnich fascynacji i realizując obietnicę z którejś poprzedniej notki, że zajmę się kwestią cudzołóstwa chłopów staropolskich zapraszam do lektury wzruszającej historii o miłości, zdradzie, zbrodni i karze. Wszystko to z zeznań zawartych w "Księdze czarnej złoczyńców sądu kryminalnego w Wiśniczu" z lat 1665 - 1785.

Rozprawa odbyła się 11 sierpnia 1692 roku w Wiśniczu, a dotyczyła sprawy, która zaczęła się zupełnie niewinnie. Oto Michał Gączyk, młynarz z wsi Dołuszyce, zatrudnił jako parobka swojego kuzyna Sebastiana Miaszczyka (w tekście określano tą relację jako braterską, sam Sebastian tłumaczył to tak: "On był od siostry, a ja od brata"), którym jednak zainteresowała się żona Michała Gączyka, Regina. Z wzajemnością. Ostatecznie w efekcie tego romansu Michał został zamordowany. Jak do tego doszło? Dajmy najpierw prawo głosu Reginie.

"[Sędziowie pytają:] Jako dawno z niem [to jest swoim mężem] mieszkała?
Respondit: Że lat 14. 
Quaesita, Jeżeli się jakiemi złymi uczynkami parała?
Respondit: Że nigdy, dopiero teraz, jako ten parobek, a brat nieboszczyka cioteczny po wtóre przystał do nas i ten mie namawiał ustawnie, mówiąc, że <<mam dawno apetyt na cię, nie ujdziesz mi tego, musisz mi być powolną>>. Że stało się tak przed świętym Stanisławem, czyli po świętym Stanisławie, żeśmy się dopuścili grzechu. Po tym było tego przez 4 niedziele, ale nie w każdą numero bo też czasu nie było, ale po tym kiedy go miał zabić, to mi powiedział, żebym się nie turbowała, obiecując się ze mną żenić."

Jean - Francois Millet (1814 - 1875), Kobieta w oknie
Wszystkiemu zaprzeczał Sebastian:

"Sama przyszła do mnie, a nie z mojej namowy, com jej gotów w oczy mówić. I przed tym, kiedym chorował, w izdebce leżałem, to mnie podlegała, a w ten najpierwszy raz po świętym Stanisławie, idąc spać do stodoły, poszarpnąłem ją za brzuch. Ona mi rzekła, że przyjdę ja tu zaraz do ciebie. W tychże naszych sprawach namawiała mie, abym go otruł, czego się ja wzbraniał."

Regina wyjaśniała:

"Mnie on sam namawiał, abym go otruła, mówiąc, że ja mam sposób służący u ludzi. Poszedłam ja z nim i do stodoły. Najpierwej mnie on uszczypnąwszy namówieł. Jam tylko przyszła z niem pożartować i zgrzeszeliśmy z sobą. Po tym on chodzieł z stodoły do mnie. I po śmierci raz tylko z sobąśmy zgrzeszyli."

Miaszczyk złożył obszerniejsze zeznanie, dzięki czemu dowiadujemy się trochę o tym, kiedy zaczął pracować u swojego kuzyna, a przede wszystkim jak doszło do morderstwa.

"Służyłem u niego dwie lecie, potym w Bochni rok. Znowu mie namówieł do siebie nieboszczyk. Służący u niego zachorzałem. Taż żona nieboszczyka wysługowała mu, wstawszy z choroby. Zaraz potym nagabowała mie, jam legał w stodole. Po świętym Stanisławie tego roku przyszła do mnie i popełniełem z nią grzech. Po tym kilka razy tego bywało, a że na tydzień przed śmiercią przyszła do mnie w nocy i po sprawie zasnęliśmy oboje. A wtenczaś gospodarz spał w młynicy. Dzieci poczęły płakać. Nieboszczyk usłyszał i szedszy do izby nie zastał żony. Poszedł do stodoły i zastał nas śpiący. Żonę obudzieł, a mnie nic nie rzekł. Po tym żonę dwa czyli trzy razy uderzył, mnie nic nie mówieł i nie gadał do mnie przez ten tydzień. Namawiała mie żebym nieboszczyka zabieł. Zbraniałem się, ona przecię namówieła, że nas oskarżą do dworu. Nie ujdziemy kary i mówieła, że się z sobą postanowiemy. Sprawię ja to u pana, boś dobry rzemieślnik. Każe i pozwoli nam pan. Jam jej dawszy się uwieść zasadziełem się w młynicy z kijem. Potym nieboszczyk przyszedł spać. Skoro zasnął uderzyłem go dwa razy. Nieboszczyk się porwał i uchwycieł mi kij. Ja puściwszy go, wyszedłem drzwiami, a siekiera była w ścianie. Znowu coś mie podleciało. Wziąwszy siekierę, wróciełem się. Nieboszczyk siedział. Uderzyłem go kilka razy, a że pod koli wleciał. Sama nie spała, tylko słuchała tego w izdebce. Po tym przyszła do mnie do młynice i obłapieła mnie podziękowawszy, żem go zabieł. Po tym wziąłem go na się, a żona za nogi i zanieśliśmy go na drogę, żeby rozumieli, że go zabito idącego na kiermasz do Trzciany. I jam szukał go na koniu z drugim bratem, lubom go zabieł, czyniąc to żebym uszedł suspicjej. A nazajutrz w zabiciu gorzałki mi przyniosła z Bochnie z śliw i kazała mi wypić, żebym się nie urazieł i lubobym mógł wytrwać, bo i na pogrzebie dobrowolnie byłem. Nie mogłem żadnym sposobem."

Fragment obrazu Adriaena Brouwera (1605 - 1638)

W pewnych punktach oba zeznania się zgadzają, jednak żadna ze stron nie chciała się przyznać do zainicjowania romansu, a tym bardziej planu morderstwa. Nawet kiedy feralną parę postawiono przed sobą "aby sobie prawdę w oczy mówieli", żadne nie ustąpiło.

Sędziowie podumali i ostatecznie stwierdzili tak:

"Stosując się Sąd nasz Miejski Wiśnicki do prawa na morderców i zabójców ludzi niewinnych na takowych opisanego, czynieł inquizycją po trzykroć z Sebastianem Miaszczykiem, jako z tym, który in hoc casu criminis wzięty beł do więzienia zamku naszego wiśnickiego, który jako in prima inquisitione revelavit, przyznał się do tego zabójstwa brata swego umyślnego, tak in secunda et tertia, iż rabował hoc enormi facinore. Zaczym lubo racją tę wkłada na małżonkę nieboszczyka, a bratową swoję, że ona raz okazją beła do tego szkaradnego criminu [!] i sama go zniewoliła sobie na popełnienie grzechu cielesnego podlegającego. Jednak on bywszy mężczyzną i przy dobrej predilectiej rozumu swego, zapomniawszy przykazania Pańskiego, nie respektując naprzód na Boga i na krew swoję, tudzież na chleb braterski, zabieł, zamordował brata swego, a po śmierci jako z jaką bestją poniewierał się wziąwszy w postronek, wlókł, ciskał o ziemię".

Karę dla Sebastiana zasądzono wyjątkowo surowa:

"Jako on trojako zgrzeszył, tak też trojako żeby pokutował z dekretu niniejszego, tak mu jest naznaczono. Naprzód ręka prawa, którą zabijał ma mu być pod pręgą ucięta, która na bramce od Bochnie powinna być przybita innym na pamiątkę. Po tym powinien być prowadzony pod szubienice. Tam mają mu być trzy pasy udarte. Trzecia, aby był żywo ćwiertowany, a jego ćwierci na szubienicy zawieszone."

Równie surowo osądzono Reginę:

"A że ta zapamiętała Regina Gączykowa w tejże okazjej zabójstwa stała się tak wielką morderczynią małżonka swego, kędy zapomniawszy przysięgi sakramentalnej do śmierci z małżonkiem uczynionej i przykazania boskiego, naprzód żyjąc z małżonkiem poczciwie sine offenso et scandalo przez kilkanaście lat, teraz na starość swoję poważyła się dopuścić cudzołóstwa jeszcze z krewnym swojem, którego sama do tego strasznego grzechu przywodzieła, chodząc do niego nocnym sposobem i podlegając go kędy in ipso facto sceleris była przez nieboszczyka zastana i o to konfundowana, której konfuzjej i z tej suspiciej chcąc ujść, różnymi sugestiami namawiała tegoż Sebastiana, aby otruł brata swego, drugi raz, aby budując, drzewo na niego spuścieł, na ostatek zabić kazała i po śmierci nie mając żadnej litości wynieść w las pomogła i po zabiciu z tego złego uczynku z tymże Sebastianem cieszyła się i z nim konversowałaa przyniozszy mu wódki z oliwą, dlatego żeby się nieboszczyk nie oberwał. Za te tedy takie straszne przewinienie z dekretu naprzód ma być w Rynku na ukaranie innym małżonkom publice raz kleszczami targana na tym miejscu, kędy i Sebastyana ręka będzie ucięta, drugi raz w bramie, kędy ręka będzie przybita, trzeci raz pod szubienicami, a na ostatek na tamtymże miejscu powinna być spalona żywo."

Nie sądzę, żeby ktokolwiek chciał znaleźć się w ich sytuacji, nawet biorąc pod uwagę, że wyrok "złagodzono":

"Jego Excelencja pan Starosta ustąpieł z dekretu Sebastyana pasów darcia i ćwiertowania żywo, tylko ręki ucięcia i po tym ucięcia a ćwiertowania pozwolił. Zaś samej Gączykowej tak naznaczył, aby raz szarpana była kleszczami, a potym ścięta i po zabiciu pochowana. "

W ten oto sposób grzech cudzołóstwa stał się przyczyną przedwczesnego zejścia ze świata trzech osób. A wszystko było to dawno, i niestety prawda.

Zarówno ta jak i wiele innych spraw sądowych znajduje się w wydawnictwie "ACTA NIGRA MALEFICORUM WISNICIAE (1665–1785) KSIĘGA CZARNA ZŁOCZYŃCÓW SĄDU KRYMINALNEGO W WIŚNICZU (1665–1785)" wydanym i opracowanym przez Wacława Uruszczaka. Co najważniejsze: rzecz jest dostępna do legalnego, darmowego pobrania w formacie PDF pod tym linkiem, do czego oczywiście gorąco zachęcam:

http://fidkar.wbp.krakow.pl/fidkar/temp/poczekalnia/ap_kr_2011/pdf/czarna_ksiega.pdf