sobota, 2 listopada 2013

Biskup Kajetan, który nie przepadał za pudlami

W szkole usilnie próbowało i próbuje się udowodnić, że historia, szczególnie Polski, jest wyjątkowo nudna, nadęta i bezbarwna. A jednak gdy tylko odrobinę bardziej się ją zgłębi łatwo można natknąć się na całą masę wydarzeń i postaci zupełnie niezwykłych, niejednoznacznych i nietuzinkowych. Do nich należy bez wątpienia Kajetan Sołtyk, biskup krakowski w latach 1758 - 1788, z jednej strony gorący patriota porwany przez Rosjan i przez lata przebywający na zesłaniu w Kałudze, z drugiej furiat skłócony pod koniec życia chyba ze wszystkimi żyjącymi ludźmi i ostatecznie uznany za człowieka chorego psychicznie. Zachęcam do przeczytania krótkiej noty biograficznej o nim na wikipedii: http://pl.wikipedia.org/wiki/Kajetan_So%C5%82tyk

O tym jaki był ten człowiek mówi trochę list wydrukowany i puszczony do obiegu, w którym wyjaśnia powód, dla którego postanowił zdjąć z urzędu kanclerza księstwa siewierskiego (każdy kolejny biskup krakowski stawał się automatycznie księciem tego malutkiego, zależnego państewka) księdza Gorzeńskiego.

Archiwum Główne Akt Dawnych, Archiwum Radziwiłłów dz. II, bez sygnatury

"Kajetan Ignacy Sołtyk, z Bożej i Stolicy Apostolskiej łaski, biskup krakowski, książę siewierski

Wszem i wobec i każdemu z osobna, mianowicie urodzonym urzędnikom ziemskim, grodzkim i całemu rycerstwu, tudzież szlachetnym magistratom miast i wszystkim innym obywatelom, poddanym księstwa naszego siewierskiego i baronatu koziegłowskiego, uprzejmi nam miłym i wiernym łaską naszą książęcą. Przy objęciu rządów biskupstwa krakowskiego i wjeździe do księstwa naszego siewierskiego, postanowiliśmy byli kanclerzem tegoż księstwa Jegomości księdza Józefa Gorzeńskiego, kanclerza także naszego katedralnego krakowskiego, jako męża cnót i przymiotów, pobożności i nauki pełnego. Gdy zaś teraz, z dopuszczenia boskiego, czyli to za grzechy jego, czyli na poprawę jego, Wszechmocność Boska odmieniła go z dobrego na złego człowieka i rozum mu zupełnie odjęła, kiedy zgorszeniem naszym 10ma currentis [10go bieżącego miesiąca] poszliśmy in assistentia Nobis debita, ad visitationem Serenisismi in Cathedrali i tam postrzegliśmy jego psa, pudelka, jego faworyta i asystenta onemuż do Mszy Św., bo tenże Jegomość ksiądz Gorzeński, z zgorszeniem publicznym nie raz celebrował, a pies mu asystował na gradusach leżący. Tak gdy sprawiedliwie nas to uraziło, kazaliśmy zawołać księdza podkustoszego i surowo sub paena carceris przykazaliśmy, ażeby lepszy porządek utrzymywał w kościele, w którym jako Świątnicy Pańskiej ludzie powinni zgromadzać się na wielbienie, czczenie i adorowanie Boga w Przenajświętszym Sakramencie utajonego, a nie bestie psy do smrodzenia i paskudzenia tejże Świątnicy Pańskiej. Żeby odtąd kazał świątnikom wypędzać tę bestię, i rozumieliśmy, że się zaraz woli naszej zadość stało. Lecz gdy nas totus clerus cumcapitulo odprowadzali do grobu św. Stanisława, gdzie Mszą Św. mieliśmy, proh dolor! znowu tę bestią widizeliśmy, która gdy nas do sprawiedliwej cholery przyprowadziła i dystrakcją nam do Mszy Św. uczyniła, cum indignatione rzekliśmy: "Co ta bestia tu robi? Czyli nam będzie asystowała do Mszy, jak Jegomości księdzu Gorzeńskiemu? Chyba, że ma więcej rozumu od kanoników, a jeżeli nie, to ją wziąć, kamień u szyi uwiązać i topić, żeby nam tu więcej nie postała w Świątnicy Pańskiej." Tak zaraz skoczyi i Jegomość ksiądz, kanonik Wojczyński złapał, i zaraz ją wyrzucili. Insuper tenże ksiądz Gorzeński, kanclerz, cum summa amortudine cordis nostris pastoralis uznajemy, że oszalał, kiedy błazeński ten list do nas pisany, w którym nas szalonemi czyni, śmiał zuchwale i głupio, zapamiętale podpisać (...)."

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz