czwartek, 20 marca 2014

Przygody Stanisława z Wołczyna

Muszę przyznać, że dużą sympatią i sporym podziwem darzę postać z naszych dziejów cokolwiek kontrowersyjną, Stanisława Poniatowskiego, czyli Stanisława Augusta, króla polskiego. To pierwszy władca tego kraju od czasów Kazimierza Wielkiego, który chciał coś tu ruszyć naprzód, poprawić, miał pomysł na rozpoczęcie długofalowych przemian, które miały przekształcić Rzeczpospolitą w nowoczesne, sprawne państwo. Wcześniej mieliśmy kilku wybitnych władców, ale byli to raczej świetni wojacy albo nie najgorsi administratorzy, a nie wizjonerzy. Niestety, Stanisławowi przyszło rządzić w ciężkich czasach, na uratowanie Rzeczpospolitej było już chyba za późno kiedy wstępował na tron. Miał zresztą też swoje słabości i liczni krytycy wytykający mu różne grzechy i grzeszki często mają rację.

Jednak pomijając zasługi polityczne, cenię sobie króla Stasia za szerokie horyzonty, wysoką inteligencję i cięty humor, które objawiają się chyba najbardziej w jego pamiętnikach (wydanych drukiem już w XIX wieku). Przypominam dosyć znany ich fragment, w którym Poniatowski opisuje swoje przeżycia z czasów, kiedy o tym że zostanie królem nawet nie marzył. Jego ambicją było wówczas, żeby zostać posłem na  sejm. W tym celu musiał wraz z niejakim panem Glinką objechać wszystkie zaścianki ziemi łomżyńskiej i bratać się z lokalną szlachtą. Gdy tourne nareszcie się skończyło i Poniatowski został posłem pan Glinka postanowił to jakoś uczcić. I tu się zaczyna dramat Stanisława...

Biblioteka Narodowa, "Pamiętniki króla Stanisława Augusta Poniatowskiego", sygn. I 49.129, s. 74.

Po ciąg dalszy zapraszam pod adres http://polona.pl/item/1575849/49/, gdzie dowiemy się o wątpliwej przyjemności wynikającej z obtańcowywania przez całą noc owych nadobnych szlachcianek i rozpaczliwych próbach ucieczki z gościnnego dworu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz