wtorek, 24 września 2013

Staropolskie kryminały, czyli o czym czytał do poduszki król Staś

O różnych mordobiciach i poważniejszych sprawach karnych zachowało się stosunkowo dużo relacji, a ponieważ są one często bardzo malowniczo opisane, więc z chęcią je tutaj przedstawiam. W tym przypadku ciekawe może być dodatkowo jeszcze to, że sprawa pobicia "towarzysza Kotuńskiego" (i co z niej wynikło) została opisana w liście Franciszka Ksawerego Branickiego, znanego targowiczanina, zdrajcy i kanalii, do króla Stanisława Augusta Poniatowskiego. Ale list jest z 1768 r. (pisany w Samborze, dziś na Ukrainie), więc jeszcze nawet sprzed pierwszego rozbioru, nikt nie spodziewał się wtedy jakie losy czekają już całkiem niedługo Rzeczpospolitą.
Branicki, pełniący wówczas funkcje generalskie, w swoim liście donosi o wielu ważnych sprawach wojskowych, ale między innymi pisze też o pewnym zajściu, które uznał za konieczne szczegółowo opisać.

Archiwum Główne Akt Dawnych, Zbiór Anny Branickiej - Materiały różnej proweniencji, sygn. 169.

"Historia z panem Dwernickim jest inaksza, jak ją donieśli w Warszawie. Treść onej jest takowa: Towarzysz Kotuński jechał do pułku z furażem na podwodzie przez wieś pana Dwernickiego. Węgrzynek wyszedł, Towarzysz go pytał: "Jak się ten szlachcic zowie?" Chłopiec mu odpowiedział: "Mój pan nie prosty szlachcic, ale Pan". Towarzysz odpowiedział: "Jechał cię kot i z panem!" Węgrzynek opowiedział to jegomości panu Dwernickiemu, a pan Dwernicki wysłał swoich ludzi, którzy raptowo tego Towarzysza wzięli i zaprowadzili do dwora. Tenże jegomość pan Dwernicki bez żadnego pytania najpierwszy dał w pysk Towarzyszowi, i kazał go wszystkim bić, tak iż był zbity. Monstrum z niego zrobili."


"Ten Towarzysz ledwo co zaszedł do pułku, jak o tym opowiedział pułkownikowi, tak jegomość pan Choiecki posłał Babasza, porucznika, Koryckiego, chorążego i dwóch Towarzystwa, ażeby się spytali jegomości pana Dwernickiego, co za przyczyna była zbicia tego Towarzysza. Babasz jak prędko wszedł do pokoju jegomości pana Dwernickiego, po uczynionym komplemencie pytał go się o przyczynę zbicia pomienionego Towarzysza, a jegomość pan Dwernicki odpowiedział: "Zaraz waszmości pan będziesz miał odpowiedź", natychmiast skoczył do drugiego pokoju, człeku kazał z fuzji strzelić, a sam z pistoletu wystrzelił do niego. Z pistoletu chybił, ale z fuzji człowiek glutami nabitej strzelił mu w twarz, kilka glutów aż się w karku oparło, i jedno mu oko wystrzelili. Ci, co byli przy nim z mieczami uciekli i dali znać pułkownikowi. Pułkownik we dwanaście koni wpadł do dworu, pana Dwernickiego nie znalazł. Ludzie, którzy tam byli zaczęli do niego strzelać, on wpadł do dworu, onych attakował i połapawszy onych kijami ich kazał obić, lecz żadnego nie zabito, ani postrzelono."

Ostatecznie zaaresztowano tylko pisarczyka (czyli sekretarza), podwładnego pana Dwernickiego, który miał być w razie rozprawy świadkiem. Jak się sprawa potoczyła raczej się nigdy nie dowiemy, bo w kolejnych listach już Branicki do niej nie wraca. W każdym razie jak widać w Rzeczpospolitej działo się sporo i biedny król Staś musiał pewnie codziennie tego typu skargi czytać albo wysłuchiwać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz