środa, 17 czerwca 2015

Niesłychana zbrodnia w Belwederze miejsce mająca w pamiętnym roku 1938

Rok 1938, Warszawa, Belweder. Duch Marszałka był wyraźnie wyczuwalny w budynku przekształconym już wówczas w muzeum mu poświęcone. Te mury pamiętały niejedno niezwykłe wydarzenie, niejedna wielka postać tu mieszkała. To stąd książę Konstanty umykał przed powstańcami w pewną listopadową noc 1830 r., to tu mieszkał zamordowany w zamachu prezydent Narutowicz. Mieszkał tu też oczywiście i sam Marszałek!

Jednak makabra, która miała miejsce 18 kwietnia 1938 roku przyćmiewa to wszystko w sposób absolutny. Do tej pory skrzętnie ukrywana, w końcu ujrzy światło dzienne. Opinia publiczna musi wiedzieć, nie można dłużej zatajać Prawdy!

Jak w każdej dobrej opowieści mamy tu zarówno bohatera, do śledztwa przystąpił Jan Sobkiewicz, przodownik służby śledczej, jak i czarny charakter. Głównym podejrzanym był Franciszek Dostatni, dozorca w Belwederze. Mamy też niewinną ofiarę... Oto wydobyte z czeluści archiwów akta tej bulwersującej sprawy.


Czyż to nie wstrząsające?!? Jako pierwszego w krzyżowy ogień pytań śledczy Sobkiewicz Jan wziął samego oskarżonego, dozorcę Dostatniego. Oto, co ów zeznał.


A więc czyżby to były tylko niecne pomówienia? Czy ktokolwiek mógł popełnić tak makabryczną zbrodnię na takim uroczym stworzonku? Chyba niemożliwe! Co mówią jednak inni świadkowie?


Z tego zeznania wiele nie wynika, niezbędne są kolejne rozpytywania. Przepytano jeszcze dwóch przechodniów, którzy byli świadkami gorszącej i przykrej sceny, jednak ich świadectwo niewiele wnosiło. Przełom nastąpił dopiero po wyjściu na światło dzienne pewnego drobnego, ale istotnego faktu, na który być może amator nie zwróciłby uwagi, ale nie śledczy Sobkiewicz, był to zbyt doświadczony glina, aby mogło mu tu umknąć.


Aha! Teraz już się nie wywiniesz, Dostatni! Umysł śledczego Sobkiewicza pracował niczym maszyna rachująca. Sztuka dedukcji opanowana do perfekcji, chłodna kalkulacja, pragnienie rozwiązania tajemniczej sprawy - to wszystko doprowadziło do jej rozwikłania i wskazania winnego.




I oto po raz kolejny zło zostało pokonane! Obywatele Warszawy mogą czuć się bezpieczniejsi i beztrosko przyłożyć głowy do poduszek oddając się objęciem Morfeusza, gdyż oto czuwa nad nimi stróż prawa i sprawiedliwości, przodownik służby śledczej, skromny lecz nieugięty, Sobkiewicz. Belweder zaś stoi dalej i jego mury, a raczej dach, pamięta tą straszną zbrodnię. Aż dojdzie do następnej...

P.S. Za pokazanie mi tych dokumentów chciałbym podziękować Szanownemu Koledze Romanowi, który wyszperał je w AAN (dokładniej w archiwum Muzeum Belwederskiego, sygn. 8). Sam bym tam pewnie nigdy nie trafił, więc zasługa Szanownego Kolegi jest wiekopomna, tylko dzięki niemu mogliśmy poznać tą mrożącą krew w żyłach historię. Swoją drogą - czy wiewiórka operację wyrywania ogona przeżyła, nie wiadomo - pewnie nie :(

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz